poniedziałek, 19 maja 2014

Opowieści o łyżkach...=)


Kiedy tylko przechodzę ulicą Mieszka I w Zielonej Górze niemal zawsze wstępuję do sklepu o wdzięcznej nazwie „Modna odzież używana i nowa” , bo tu można szperać i wybierać do woli . W sklepie tym oprócz wzmiankowanej odzież można znaleźć prawie wszystko obrusy , okulary , torebki , lalki, kostiumy przydatne aktorom amatorom ale nie tylko im. Czasami można trafić też na przedmioty , które po prostu zachwycają swoim piękne i można takie cudeńko za przysłowiowy grosz kopić i cieszyć nim oczy .
Dziś udało mi się kupić łyżkę stołową. Ktoś powie „e łyżka co to za zdobycz?”. Ale to łyżka na pewno z czasów jeszcze przedwojennych posrebrzana duża i solidna , gustownie zdobiona. Łyżka jest z metalu szlachetnego bo podałam ją próbie z magnesem . Jeśli magnes nie przyciąga metalowego przedmiotu oznacza to z tego co wyczytałam ,że przedmiot wykonano z metalu „szlachetnego”. Patrzę na tą łyżkę i myślę sobie,że dawniej ludzie jak już mieli co to lubili zjeść solidnie trzy takie łyżki i talerz pusty.








Przejrzałam łyżki w moim domu i znalazłam łyżkę firmy Wagner  to też nie taka zwyczajna łyżeczka to łyżka do mieszania farb. Mieszania a raczej tworzenia nowych odcieni bo chodzi tu o farby używane przez artystów. 









Znalazła ją moja mama w naszym domu w którym przed wojną była szkoła. Naprzeciw domu w którym dorastałam stoi kościół wewnątrz namalowane są freski. Kościół powstał w roku 1913 roku czyli łyżka jeśli służyła artyście jest mniej więcej z tego okresu. Łyżka jest zniszczona widać ,że służyła długo swojemu właścicielowi i albo o niej zapomniał albo zwyczajnie zostawił ją w miejscu gdzie zapewne nocował w czasie kiedy pracował przy ozdabianiu kościoła. To tylko moje przypuszczenia .



A jak dom rodzinny to wspomnienia z dzieciństwa, a jak dzieciństwo w PRL to oczywiście łyżki i łyżeczki z aluminium. Takie taniutkie i nietrwałe łyżeczki używano prawie w każdym domu na co dzień, w moim też. Odświętne łyżki były ze stali nierdzewnej i używało się je w święta i podczas przyjęć .








O dziwo moi rodzice częściej przyjmowali gości niż ja , mieli wielu przyjaciół i celebrowali wszelkie święta i rocznice .
Przywożono też nakrycia stołowe z ZSRR lub kupowano na targowiskach takowe przywożone właśnie z stamtąd. I może nie tyle szkodliwość aluminium co dostępność lepszych i ładniejszych łyżek ( sztućców) sprawiła ,że już w latach siedemdziesiątych aluminiowe łyżki kojarzyć się zaczęły tylko z tzw. „żywieniem zbiorowym” czyli z barami mlecznymi i stołówkami. Nawet nie wiem jakim cudem znalazła się w moim domu łyżeczka aluminiowa ale jest i przechowuję ją jak cenny zabytek.



Kolorowe i zabawne łyżki z plastiku zawsze towarzyszą mi na wakacjach, bo choć sztućce są na wyposażeniu hotelu ja i tak wole w podróż wybrać się z własnymi=))













































Mam tez piękne łyżki drewniane przywiezione z Rosji to raczej suwenir niż przedmiot codziennego


 użytku, choć kiedy je kupowałam rozbawiona sprzedawczyni powiedziała ,że są świetne do jedzenia kaszy.




W domu używam co prawda drewnianych łyżek ale są to łyżki do mieszania w garnkach a nie do jedzenia ale w końcu są to łyżki i trudno o nich nie wspomnieć.




 Są jeszcze chochle i chochelki kuzynki łyżek słowem temat rzeka .
Aż się jeść chce jak człowiek o łyżkach  pomyśli =)





A dziś taką łyżkową dekoracje zobaczyłam =)





2 komentarze: