Gotować w eleganckiej sukience i w
szpilkach na nogach potrafią chyba tylko panie w programach
kulinarnych lub bohaterki romansów. Ja niestety mam wyjątkowy
talent do plamienia ubrań przy gotowaniu. Nie jestem w tym
odosobniona. Moja Emilka poprosiła o fartuszek, choć gotuje jak to
studentka raczej niewiele ale jednak bez fartuszka trudno uniknąć
plam .
Kupiłam dwa fartuszki w sklepie z
odzieżą używaną widać ktoś opanował sztukę gotowania bez
plamienia ubrania o zrymowało się i fartuszki nie są mu już
potrzebne.
Wyjęłam farby z mojego kuferka i
postanowiłam ozdobić fartuszek . Z przygotowywaniem posiłków
nieodłącznie kojarzy się mi kot stojącym na dwóch łapkach
upominający się o smakołyk lub przynajmniej o zaspokojenie jego
ciekawości.
Koty jak wiadomo jaroszami nie są więc
nie ma obawy ,że ucieknie z cebulka w pyszczku dlatego w kieszonkę
fartuszka „wsadziłam” cebulkę właśnie. Na kieszonce napisałam
KIMI bo to pseudonim mojej córki jeszcze z czasów podstawówki
podpisuje nim swoje wszystkie prace i fotografie i ręcznie malowane
koszulki tak nazywają ją koleżanki ze szkoły.
Co potrzebne :
farby do materiału
ołówek
papier do narysowania wzoru
kalka maszynowa
i oczywiście fartuszek =)
A co z drugim fartuszkiem no cóż jak
mawiała w dzieciństwie Emilka „czeka na dzień” =)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz