czwartek, 29 sierpnia 2013

Szkoła i koniec wolności=)))



to lekcja w skansenie , no ja miałam lepiej niż te dzieci=))
Już nie mogę słuchać ciągłego opowiadania jaka to szkoła jest cudowna ,że koniecznie trzeba iść do szkoły w wieku sześciu lat . Szkoła to dla mnie odlegle wspomnienie bo i ja sama już dawno, dawno temu edukację szkolną mam za sobą a i moja pociecha jest już studentką i puki co ma przed sobą jeszcze miesiąc wakacji=).









ta naburmuszona z kwiatami to ja=)))
Pamiętam swój pierwszy dzień w szkole i ,że moim marzeniem było uciec ze szkoły , słonko świeciło , rzeka kusiła kąpielą a tu trzeba było stać cichutko na szkolnym apelu w niewygodnym fartuszku i słuchać o obowiązkach jakie lada chwila spadną mi na głowę. Prawie nikt nie wierzy mi,że takie miałam „przestępcze” myśli w końcu uczyłam się dobrze i raczej nie miewano ze mną kłopotów wychowawczych. Choć do dziś uważam ,że trzeba wręcz kochać szkolę by chcieć powtarzać kolejne klasy i chodzić do takiej podstawówki o dwa a w porywach i trzy lata dłużej niż ustawodawca nakazuje. Mundurki nosiło się codziennie takie z paskudnego , gniotącego się czarnego materiału, gdzieś tak w marcu wyglądały okropnie . Zimą było w nich ciasno, bo pod spodem ubierało się swetry i całą stertę innych ciuchów a latem latem człowiekowi było w takim fartuszku gorąco jak nie przymierzając w piecu hutniczym.


Na fartuszki przyszywano tarcze w podstawówce niebieską w szkole średniej czerwoną. Ale co tam każdy z mojego pokolenia to pamięta. W szkole średniej za moich czasów mundurki już nie obowiązywały
ale za to moja starsza siostra musiała  przez całą edukację w liceum chodzić w pełnym umundurowaniu . Co najgorliwsi nauczyciele sprawdzali długość spódniczek z zegarmistrzowską dokładnością.














a radości ....=)
W szkolnej modzie zmiany zachodzą powoli jeśli chodzi o strój galowy nic się nie zmienia biała bluzka czarna spódnica to kanon szkolnej elegancji od dziesięcioleci .












Właśnie dziś przypomniało mi się jeszcze kilka  szkolnych smaczków choćby to,ze nauczyciel zawsze "miał rację" nie bardzo można było dyskutować z jego poleceniami. Rodzice zawsze twierdzili ,że nauczyciel wie co robi. Stosowano tez może nie okrutne ale jednak kary cielesne to znaczy za nieposłuszeństwo lub uporczywy brak wiedzy dostawało się linijka po ręce nazywano to "dostać po łapie".. Przychodziła co pewien czas do szkoły higienistka ( pielęgniarka) i sprawdzano czystość rąk, głowy. dziś już nie stosuje się takich praktyk bo uwłaczają godności osobistej ucznia. Tyle tylko,że w dawnych szkołach był  gabinet lekarski i dentystyczny a dziś o ich powrót się walczy.  Czego dawniej nie było a dziś jest ? Na pewno nie było tylu otyłych dzieci bo po pierwsze nie jadło się tyle słodyczy a po drugie dzieciaki bez przerwy były w ruchu a raczej na przerwach=)


Podoba mi się za to moda na obdarowywanie dzieci słodyczami w pierwszym dniu ich edukacji. Co prawda jest to zwyczaj nie nasz a zapożyczony od sąsiadów zza Odry  bardzo popularny na Śląsku i woj. wielkopolskim a w lubuskim ciągle jeszcze mało rozpowszechniony to ja swojej córce kiedy szła do pierwszej klasy podarowałam taką „tytkę” jak mawiają Ślązacy lub róg obfitości jak głosi oficjalna nazwa . O tym zwyczaju dowiedziałam się podczas pobytu u mojej koleżanki w Katowicach wiele lat przed tym zanim zostałam mamą i już wtedy powiedziałam sobie ,że moje dziecko obdaruje w pierwszy dzień jego edukacji taka „tytką”. Róg obfitości można kupić gotowy albo skleić z kawałka kolorowego kartonu nasypać doń słodyczy i wspomnienie pierwszego dnia w szkole będzie słodkim na całe życie=)


Emilka w mundurku chodziła  w gimnazjum i pierwszy rok 
w liceum. W "Lotniku" był taki obowiązek =(




















Przybory szkolne są dziś bajecznie kolorowe ale czy łatwiej jest być teraz pierwszakiem ? Pewnie bywa z tym rożnie. Przez lata kupowaliśmy naszej córce piórnik do szkoły podczas wakacji w Ahlbeck i teraz kupiła sobie piórniczek tak dla zabawy i podtrzymania tradycji=) Powiem szczerze za szkołą nie przepadam do dziś , nie lubię gdy mówi mi się co mam robić i nie lubię mundurków. No i los spłatał mi figla kto mnie zna ten wie jakiego=))))
Aha w szkole poznałam mnóstwo fajnych i mniej fajnych ludzi, przeżyłam pierwsze zauroczenia i rozczarowania. Do dziś wspominam i tych cudownych, czasami bardzo wymagających nauczycieli i tych co to może niekoniecznie do zawodu nauczyciela się nadawali . Co roku tak przed pierwszym września przypomina mi się tamten pierwszy dzień w szkole i jeszcze nieprzespana noc przed pierwszym dniem w szkole mojej córki. Nawet moja własna ani matura mojej córki nie były dla mnie takim przeżyciem jak te pierwsze dni w szkole=)))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz