Moje miasto słynie z winogron ,kabaretów , festiwali . Jednak
spacerując po starówce nie sposób nie zauważyć
Wieży Głodowej nazywanej też Wieżą Łaziebną lub Nową wybudowano ją w1487 roku to jedna z bram do miasta.
Wieża jak wieża można by powiedzieć gdyby , no właśnie gdyby nie to ,że niedaleko tej wieży palono czarownice . I choć nikt w niej nie umarł z głodu wbrew temu co mówi nazwa , wieża widziała wiele ludzkich nieszczęść . Zielona Góra nie była jedynym miastem ,w którym zabobon pokonał zdrowy rozsądek i gdzie palono czarownice ale na pewno zdziwić może ,że w Zielonej Górze ostatnią ofiarą tego haniebnego procederu nie była kobieta a mężczyzna spalony w 1796 roku Krzysztof Kirschke z Przylepu. Przypłacił życiem niepohamowaną zazdrość , trudno powiedzieć ,że był to niewinny człowiek . Ponosił winę za podpalenie domu , w którym zginęło bezbronne dziecko. Zastanawiam się czy jego duch nie błąka się po mieście kiedy zegary biją północ. Nie wiem czy na ulicach miasta nie krążą duchy , strzygi, diabły i takie tam .
Jakiś czas temu wraz córką na MM-Zielona Góra ogłosiłyśmy konkurs na opowiadanie takie z dreszczykiem . Później wydrukowano te opowiadania w tygodniku MM-Zielona Góra.
Oto moje:
Kilka lat temu mój dobry kolega opowiedział mi historię, która przydarzyła mu się właśnie w nocy 31 października.
Kiedy wracał około północy do domu z tak zwanego męskiego wieczoru przez deptak , spotkał samotną dziewczynę. Dziewczyna szła wolno w rozpiętym płaszczu, wydała mu się zjawiskowo piękna- długie kruczoczarne włosy, wysoka i zgrabna. Kolega ośmielony wypitymi na spotkaniu trunkami postanowił poderwać piękną nieznajomą. Dziewczyna była nie dość, że piękna to jeszcze rozmowa z nią wydawała się być niezwykle interesującą. Dziwiło go jedynie,że nie patrzy mu w oczy podczas rozmowy a mimo,że jest szczupła to dźwięk jaki wydają jej obcasy jest bardzo donośny .
Dziewczyna opowiadała mu różne historie o dawnej Zielonej Górze szczególnie ciekawie o paleniu czarownic – tak jakby sama widziała owe zdarzenia. Myślał, że to studentka lub pracownica Muzeum Ziemi Lubuskiej.
Piotr był wtedy nałogowym palaczem spytał więc dziewczynę czy może zapalić. Ku jego zdziwieniu odpowiedziała, że lubi ogień i zapach siarki.
Chłopak przystanął by zapalić i wtedy zobaczył ,że dziewczyna wcale nie ma na nogach butów na szpilkach , właściwie nie ma stóp tylko kopytka a spod długiego płaszcza wystaje jej ogon. Z wrzaskiem uciekł , po drodze napotkał policjantów. Niestety zamiast uwierzyć w jego opowieść wypisali mu mandat za zakłócanie ciszy nocnej.
Od tamtego czasu woli blondynki i już nie pali papierosów =)
Na wieży głodowej usadowił się jeden z naszych Bachusików w dłoni trzyma kielich z winem. To nie przypadek krąży legenda, że skazańcom podawano do picia nasze zielonogórskie wino. Tyle tylko, że nie dla osłody a dla spotęgowania kary , bo wino było niesamowicie cierpkie .
Ale to tylko złośliwa legenda , smak wina znacznie się poprawił i smakuje całkiem, całkiem no może to jeszcze nie to co wina z najlepszych winiarni na świecie ale będzie lepiej . Winiarze z Winnego Grodu cały czas udoskonalają jego smak.
Warte zobaczenia jest też Muzeum Tortur Dawnych. Zgromadzono tam przemyślne urządzenia służące do wymuszania zeznań na posądzanych o czary kobietach i innych skazańcach. Są tam między innymi hiszpańskie buty, „osioł”, żelazna dziewica, kołyska Judasza, krzesło inkwizytorskie, gruszka czy madejowe łoże.
Można zobaczyć kamienie hańby , które nosiły osoby posądzone o plotkarstwo, hazard, czy nierząd.
Czasami kiedy fantazja człowieka poniesie to nawet drzewa w parku przybierają dziwne kształty .
Na ulicach czy w parku szczególnie w mgliste wieczory,wydaje się jakby wałęsały się jakieś dziwne zjawy, podchodzisz bliżej i ....
Bywa,że miasto , w którym mieszkamy zaskakuje nas.
Polecam też artykuł mojej córki o ulicy Drzewnej , która powstała w miejsce Placu Drzewnego gdzie palono czarownice.
"
Wieży Głodowej nazywanej też Wieżą Łaziebną lub Nową wybudowano ją w1487 roku to jedna z bram do miasta.
Wieża jak wieża można by powiedzieć gdyby , no właśnie gdyby nie to ,że niedaleko tej wieży palono czarownice . I choć nikt w niej nie umarł z głodu wbrew temu co mówi nazwa , wieża widziała wiele ludzkich nieszczęść . Zielona Góra nie była jedynym miastem ,w którym zabobon pokonał zdrowy rozsądek i gdzie palono czarownice ale na pewno zdziwić może ,że w Zielonej Górze ostatnią ofiarą tego haniebnego procederu nie była kobieta a mężczyzna spalony w 1796 roku Krzysztof Kirschke z Przylepu. Przypłacił życiem niepohamowaną zazdrość , trudno powiedzieć ,że był to niewinny człowiek . Ponosił winę za podpalenie domu , w którym zginęło bezbronne dziecko. Zastanawiam się czy jego duch nie błąka się po mieście kiedy zegary biją północ. Nie wiem czy na ulicach miasta nie krążą duchy , strzygi, diabły i takie tam .
Jakiś czas temu wraz córką na MM-Zielona Góra ogłosiłyśmy konkurs na opowiadanie takie z dreszczykiem . Później wydrukowano te opowiadania w tygodniku MM-Zielona Góra.
Oto moje:
Kilka lat temu mój dobry kolega opowiedział mi historię, która przydarzyła mu się właśnie w nocy 31 października.
Kiedy wracał około północy do domu z tak zwanego męskiego wieczoru przez deptak , spotkał samotną dziewczynę. Dziewczyna szła wolno w rozpiętym płaszczu, wydała mu się zjawiskowo piękna- długie kruczoczarne włosy, wysoka i zgrabna. Kolega ośmielony wypitymi na spotkaniu trunkami postanowił poderwać piękną nieznajomą. Dziewczyna była nie dość, że piękna to jeszcze rozmowa z nią wydawała się być niezwykle interesującą. Dziwiło go jedynie,że nie patrzy mu w oczy podczas rozmowy a mimo,że jest szczupła to dźwięk jaki wydają jej obcasy jest bardzo donośny .
Dziewczyna opowiadała mu różne historie o dawnej Zielonej Górze szczególnie ciekawie o paleniu czarownic – tak jakby sama widziała owe zdarzenia. Myślał, że to studentka lub pracownica Muzeum Ziemi Lubuskiej.
Piotr był wtedy nałogowym palaczem spytał więc dziewczynę czy może zapalić. Ku jego zdziwieniu odpowiedziała, że lubi ogień i zapach siarki.
Chłopak przystanął by zapalić i wtedy zobaczył ,że dziewczyna wcale nie ma na nogach butów na szpilkach , właściwie nie ma stóp tylko kopytka a spod długiego płaszcza wystaje jej ogon. Z wrzaskiem uciekł , po drodze napotkał policjantów. Niestety zamiast uwierzyć w jego opowieść wypisali mu mandat za zakłócanie ciszy nocnej.
Od tamtego czasu woli blondynki i już nie pali papierosów =)
Na wieży głodowej usadowił się jeden z naszych Bachusików w dłoni trzyma kielich z winem. To nie przypadek krąży legenda, że skazańcom podawano do picia nasze zielonogórskie wino. Tyle tylko, że nie dla osłody a dla spotęgowania kary , bo wino było niesamowicie cierpkie .
Ale to tylko złośliwa legenda , smak wina znacznie się poprawił i smakuje całkiem, całkiem no może to jeszcze nie to co wina z najlepszych winiarni na świecie ale będzie lepiej . Winiarze z Winnego Grodu cały czas udoskonalają jego smak.
Warte zobaczenia jest też Muzeum Tortur Dawnych. Zgromadzono tam przemyślne urządzenia służące do wymuszania zeznań na posądzanych o czary kobietach i innych skazańcach. Są tam między innymi hiszpańskie buty, „osioł”, żelazna dziewica, kołyska Judasza, krzesło inkwizytorskie, gruszka czy madejowe łoże.
Można zobaczyć kamienie hańby , które nosiły osoby posądzone o plotkarstwo, hazard, czy nierząd.
Czasami kiedy fantazja człowieka poniesie to nawet drzewa w parku przybierają dziwne kształty .
Na ulicach czy w parku szczególnie w mgliste wieczory,wydaje się jakby wałęsały się jakieś dziwne zjawy, podchodzisz bliżej i ....
Bywa,że miasto , w którym mieszkamy zaskakuje nas.
Polecam też artykuł mojej córki o ulicy Drzewnej , która powstała w miejsce Placu Drzewnego gdzie palono czarownice.
"
Drzewna? Przecież tam nie ma drzew!
Dlaczego właściwie Drzewna? Przecież są ciekawsze nazwy ulic, zresztą moim zdaniem to drzew tam jest jak na lekarstwo. Znaleźć informacjeo tej ulicy to tak jakby szukać igły w stogu siana. W „stogu informacji" jakich dostarczył mi „Wujek Google" udało mi się dojść do niemieckiej nazwy ulicy czyli Holzmarktstraße. Rynek Drzewny bądź Plac Drzewny, taką nazwę stosowano w latach 1945-1958. Dalej udało mi się znaleźć informację o funkcji tajemniczego dla mnie Rynku Drzewnego. Dawniej skupiał się tu handel drewnem, znajdowała się też miejska szubienica. W takim razie zagadka nazwy poniekąd jest już jasna, zapewne ktoś kto chciał z niemieckiej Holzmarktstraße uczynić polską Drzewną po prostu wyciął z nazwy niemieckie słowo (der) Markt, które jak każdy się domyśla czyniło ze skrawka drogi rynek. Autorowi polskiej nazwy zostało coś co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „drewno (das Holz) - ulica (die Straße)", po sklejeniu wyszła by ulica Drewniana, ale nie wiedzieć czemu została mianowana Drzewną. Tak hipotetycznie próbuję wyjaśnić sobie pochodzenie tej nazwy.
Co zostało z Placu Drzewnego?
Dziś już nie ma ani Placu, ani Rynku Drzewnego. Oglądając dzisiejszą mapę Zielonej Góry u zbiegu ulic Ciesielskiej i Sowińskiego nie ma nawet drobnego śladu, po tym jak wiele dawniej się tu działo. Miejska szubienica, wyroki na rzekomych czarownicach. W tym miejscu zginął jedyny mężczyzna oskarżony oczary, był to Krzysztof Kirszke z Przylepu, była to ostatnia ofiara tego okru cieństwa. Dziś Sowińskiego wita nas ruinami, a Ciesielska dalej budzi we mnie lęk w godzinach nocnych. Przyjrzałam się dokładnie mapie i nie znalazłam tego osobliwego Rynku. Został wymazany zarówno z historii jak i naszej pamięci. Czy słusznie?
Drzewna ulica ginących zawodów
Jak dziś wygląda Drzewna? Na pozór nie różni się niczym od innych uliczek w tej okolicy, stare kamienice, dziwne lampy oraz mnóstwo drobnych sklepików, barów i restauracji. Jednak wystarczy poświęcić choć chwilę na przeczytanie szyldów na budynkach, a można stwierdzić, że na tą ulice „wywiało" wszystkich przedstawicieli zaginionych zawodów oraz ludzi z pasją. Na Drzewnej swoją siedzibę ma firma zajmująca się czyszczeniem pierza i szyciem kołder, która ma wieloletnią już tradycję (rok powstania 1971) oraz chyba jeden z ostatnich szewców w Zielonej Górze. Na Drzewnej możemy także zrobić sobię pieczątkę, wygrawerować coś w marmurze, a nawet wynająć detektywa, by szpiegować kogoś. Swoją siedzibę ma tu nawet Lubuski Związek Pszczelarzy. Na tej jednej małej ulicy możemy zjeść pizzę (bardzo miło wspominam wizytę w Pizza Pi) oraz sushi w barze Nigiri. Tradycja spotyka się tu z nowoczesnością. Nieopodal można napić się piwa w browarze Haust, który choć nie jest przy samej Drzewnej, jest tak jakby do niej „przytulony". Ciekawą dla mnie instytucją jest też ciucholand w którym można dokonać poprawek krawieckich. Często zastanawiałam się : Gdzie to zrobię lub kupię w Zielonej Górze? Teraz wiem, że mogę od razu odpowiedzieć : Na Drzewnej !"
tekst o ulicy Drzewnej Emilia Drozłowska
Dlaczego właściwie Drzewna? Przecież są ciekawsze nazwy ulic, zresztą moim zdaniem to drzew tam jest jak na lekarstwo. Znaleźć informacjeo tej ulicy to tak jakby szukać igły w stogu siana. W „stogu informacji" jakich dostarczył mi „Wujek Google" udało mi się dojść do niemieckiej nazwy ulicy czyli Holzmarktstraße. Rynek Drzewny bądź Plac Drzewny, taką nazwę stosowano w latach 1945-1958. Dalej udało mi się znaleźć informację o funkcji tajemniczego dla mnie Rynku Drzewnego. Dawniej skupiał się tu handel drewnem, znajdowała się też miejska szubienica. W takim razie zagadka nazwy poniekąd jest już jasna, zapewne ktoś kto chciał z niemieckiej Holzmarktstraße uczynić polską Drzewną po prostu wyciął z nazwy niemieckie słowo (der) Markt, które jak każdy się domyśla czyniło ze skrawka drogi rynek. Autorowi polskiej nazwy zostało coś co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „drewno (das Holz) - ulica (die Straße)", po sklejeniu wyszła by ulica Drewniana, ale nie wiedzieć czemu została mianowana Drzewną. Tak hipotetycznie próbuję wyjaśnić sobie pochodzenie tej nazwy.
Co zostało z Placu Drzewnego?
Dziś już nie ma ani Placu, ani Rynku Drzewnego. Oglądając dzisiejszą mapę Zielonej Góry u zbiegu ulic Ciesielskiej i Sowińskiego nie ma nawet drobnego śladu, po tym jak wiele dawniej się tu działo. Miejska szubienica, wyroki na rzekomych czarownicach. W tym miejscu zginął jedyny mężczyzna oskarżony oczary, był to Krzysztof Kirszke z Przylepu, była to ostatnia ofiara tego okru cieństwa. Dziś Sowińskiego wita nas ruinami, a Ciesielska dalej budzi we mnie lęk w godzinach nocnych. Przyjrzałam się dokładnie mapie i nie znalazłam tego osobliwego Rynku. Został wymazany zarówno z historii jak i naszej pamięci. Czy słusznie?
Drzewna ulica ginących zawodów
Jak dziś wygląda Drzewna? Na pozór nie różni się niczym od innych uliczek w tej okolicy, stare kamienice, dziwne lampy oraz mnóstwo drobnych sklepików, barów i restauracji. Jednak wystarczy poświęcić choć chwilę na przeczytanie szyldów na budynkach, a można stwierdzić, że na tą ulice „wywiało" wszystkich przedstawicieli zaginionych zawodów oraz ludzi z pasją. Na Drzewnej swoją siedzibę ma firma zajmująca się czyszczeniem pierza i szyciem kołder, która ma wieloletnią już tradycję (rok powstania 1971) oraz chyba jeden z ostatnich szewców w Zielonej Górze. Na Drzewnej możemy także zrobić sobię pieczątkę, wygrawerować coś w marmurze, a nawet wynająć detektywa, by szpiegować kogoś. Swoją siedzibę ma tu nawet Lubuski Związek Pszczelarzy. Na tej jednej małej ulicy możemy zjeść pizzę (bardzo miło wspominam wizytę w Pizza Pi) oraz sushi w barze Nigiri. Tradycja spotyka się tu z nowoczesnością. Nieopodal można napić się piwa w browarze Haust, który choć nie jest przy samej Drzewnej, jest tak jakby do niej „przytulony". Ciekawą dla mnie instytucją jest też ciucholand w którym można dokonać poprawek krawieckich. Często zastanawiałam się : Gdzie to zrobię lub kupię w Zielonej Górze? Teraz wiem, że mogę od razu odpowiedzieć : Na Drzewnej !"
tekst o ulicy Drzewnej Emilia Drozłowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz